środa…

10:09 rano, ja otwieram prawe oko, po tym jak za oknem usłyszałam wrzask dzieci, miałam ochotę ich udusić, od trzech dni jestem SAMA w domu i mogę robić co chcę, w tym spać do 11:00.

Moi rodzice, zabrali wszystkie moje dzieci na 10 dni i pojechali w góry. Trudno w to uwierzyć, ale po raz pierwszy od 13 lat jestem sama w domu. Sama od rana do wieczora i od wieczora do rana, jest tylko KIARA, psica moich rodziców, która czasami potrafi być intensywna jak trójka dzieci na raz, ale to inny rodzaj intensywności.

Kiedy pojechali, pomyślałam sobie, że nie wiem co ja będę z tym czasem robić, czy ja umiem robić cokolwiek innego niż organizowanie życie mojej rodzinie. Dobra wiadomość jest taka, że umiem! I nadal potrafię być sobą !!!!!

Oczywiście nie obeszło się bez standardów, czyli np. sprzątania, ale na swoją obronę mam tyle, że zrobiłam to tylko raz.

Mimo, że codziennie mogłabym wstawać w południe, albo nie wstawać wcale tylko leżeć w łóżku oglądać NETFLIX i ewentualnie czytać książki w ramach wysiłku bardziej intelektualnego, to ja wstaję o 6 rano (uczę psice moich rodziców, że 5 rano, to jest absolutnie nie ludzka, ani nawet nie psia pora na spacery – dziś udało się przeciągnąć ten czas do 6:30, małe sukcesy) i zbieram się na spin.

Rowery z przerwami robię od 5 lat, ale ostatnie 4 miesiące to jest absolutny szał i miłość moja. Znalazłam miejsce w Warszawie, blisko domu moich rodziców, gdzie mogę jeździć z czego bardzo się cieszę, bo zazwyczaj moje wakacje był ubogie w jakąkolwiek aktywność fizyczną, więc po wakacjach wracałam do punktu wyjścia, od nowa musiałam się mobilizować i motywować do tego, żeby ruszyć tyłek. Tym razem jest inaczej. Zatem o 7 rano jestem na rowerze, (dziś nie bo środa to mój dzień odpoczynku) ba mam nawet buty rowerowe, takie specjalne, które wpina się w pedały i to robi różnice!!!!!!! tylko, że wpiąć się w te pedały jest zdecydowanie łatwiej kiedy patrzy się na innych, a nie trzeba tego zrobić samemu.

Muszę o tych butach napisać więcej, bo to ciekawe, że tyle czasu jeżdżę na rowerze, a jeszcze nie miałam butów.( Ok, wyjaśnię, dla tych co to na spinnie nie byli, to , że nie miałam butów, nie oznacza, że jeździłam na boso, tylko, że miałam na nogach zwykłe sportowe buty i korzystałam z uprzęży, które są na zamontowane na pedałach, a nie ze specjalnych zatrzasków.)

Dlaczego zajęło mi to tyle czasu, cóż po prostu nie lubię deklaracji, a kupienie butów w tym wypadku było dla mnie jak powiedzenie sakramentalnego tak. Powiesz raz i już nie możesz się wycofać, a ja lubię mieć wyjścia i otwarte drzwi, mam chyba taką życiową klaustrofobię, nie lubię żadnych ograniczeń nawet tych pozytywnych, dlatego też mimo, że od kilku lat nie jem miejsce, nie mówię o sobie, że jestem wegetarianką, mówię, że nie jem mięsa, zostawiam sobie otwarte drzwi, na wypadek gdyby… Niemniej buty kupiłam, dzięki mojemu Instruktorowi, którego poznałam na zajęciach w Warszawie, zresztą to spotkanie, po raz kolejny udowodniło mi, że świat jest maleńki, a my kręcimy się wśród jednego kręgu ludzi, otóż tenże Trener zna mojego Trenera z Abu Dhabi, a nasze spostrzeżenia na temat Petera, są dokładnie takie same, to facet z którym nie tylko trenuje się mięśnie, ale również duszę, wiem, że to brzmi mocno górnolotnie, ale właśnie tak jest.

Remik stwierdził, że to w sumie idiotyczne jeździć na rowerze i nie wykorzystać jego pełnych możliwości (to oczywiście parafrazując, bo wyraził się nieco inaczej, ale do mnie dotarła właśnie taka wiadomość). Na następnych zajęciach byłam w butach, oczywiście jak się okazało, buty są daleko niedoskonałe, ale to nieważne, ważne, że są. Powiedziałam pierwsze małe sakramentalne tak, wiem, że za jakiś czas zainwestuje dużo więcej kasy w ten mój rowerowy związek i kupię buty jakich używają wszyscy, którzy spinn trenują, ba może nawet sama zacznę tak o sobie mówić…

Moim dzieciom z dziadkami jest bardzoooo dobrze, dziś dostałam zdjęcia z wycieczki i buzie im się śmieją na około głowy, najwyraźniej oni też potrzebowali chwili beze mnie. Ja widząc ich uśmiechy, bez najmniejszych wyrzutów sumienia korzystam ze swojego czasu, ładuje baterię, chłonę cierpliwość, wszystko się przyda później.

Bartek zapracowany w Abu Dhabi, ostatnio mamy czas pełen wyzwań, ale w ramach łamania codzienności i przypominania sobie o tym, że MY też jesteśmy ważni (bo przecież w taki zwykły dzień łatwo o tym zapomnieć) mamy się spotkać w ten weekend, na lekko szalony i mocny nie racjonalny wyjazd, mam nadzieję, że wrócą nam lata!

Tymczasem ja zabieram się do dalszego rozpieszczania samej siebie i oddawania się przyjemnością przyjemnym tylko dla mnie.

Leave a Reply