noworocznie…

Nowy Rok, nowe możliwości !!!! Ja po raz pierwszy w tym roku nie mam żadnych postanowień, niczego sobie nie wymyśliłam, ba nawet standardowego schudnę!!!!!

Po raz pierwszy poddaje się absolutnie temu co życie przyniesie i zamierzam na wszystko reagować na bieżąco, jedyne co bardzoooo bym chciała zmienić, to moje myślenie, mam szczerą nadzieję, że uda mi się pozostać z nim po jasnej stronie mocy, bo z tym u mnie bywa różnie.

Specjalnie nie pisałam żadnych postów noworocznych, żeby nie robić wielkiej kreski oddzielającej tego co było z tym co jest. Ot po prostu kolejny dzień!!!!

Jesteśmy od tygodnia w domu. Święta mieliśmy w Polsce i muszę powiedzieć, że mimo szarości jaka królowała w tych dniach w Warszawie to był to bardzo kolorowy czas. Udało się nam nawet przez kilka dni „zahaczyć” o śnieg, co wprawiło Kaję w nie lada euforię. W swoim świadomym życiu doświadczyła tego po raz pierwszy, po raz pierwszy zobaczyła też, co to znaczy naprawdę zmarznąć no i przekonała się, że nie wszędzie w grudniu da się założyć „kostiumg”  (dla nie wtajemniczonych chodzi o kostium kąpielowy) i iść od po prostu na plaże.

Mi osobiście bardzo ten „przypominacz” zimna był potrzebny, bo jak się na codzień żyje w cieple ( a momentami wręcz w szalonym upale) gdzie zawsze świeci słońce, to człowiek przestaje takie „oczywistości” doceniać. Te trzy grudniowe tygodnie zrobiły swoją robotę i pomogły mi otrząsnąć się z gorącego letargu. Od kiedy wróciliśmy doceniam absolutnie każdy promień słońca!!!!

Muszę przyznać, że moje dzieci są znacznie bardziej pogodo odporne, wystarczy, żeby w pobliżu były 3 podstawowe czynniki zastępcze:

  1. dziadkowie
  2. słodycze
  3. nieograniczony dostęp do TV

i świat jest wtedy najpiękniejszy!

Trochę im tej łatwości i prostoty zazdroszczę, ja nie raz chciałabym mieć nieco mniejszą rozkminkę w temacie pogody.

Nasz podbyt w Warszawie przeciągnął się przez kilka dni, dzięki jakiemuś wirusowi, który postanowił wziąć mnie w swoje obięcia w nocy przed planowanym wyjazdem. Przyznaję, że był na tyle silny, że nawet wizja i fakt, że będę musiała kupić kolejny bilet za (jak to się pięknie teraz mówi) miliony monet, nie wyrwały mnie z jego objęć.

Mimo to udało nam się wrócić w całkiem fajny sposób. Przylecieliśmy flydubai z Krakowa do Dubaju. FlyDUBAI to taka tania wersja Emirates, więc naprawdę samolot jest całkiem w porządku, za 35 dhm (co jest praktycznie odpowiednikiem 35 pln) można wykupić dostęp do wszystkich filmów i gier, powiem szczerze 5 godzin w samolocie z trójką dzieci bez tej możliwości byłoby nie lada wyzwaniem, a tak cała 3 zajęła się oglądaniem i podróż minęła nam bez zakłóceń.

Do Krakowa polecieliśmy samolotem, co było przygodą samą w sobie, bo na lotach krajowych latają małe samolociki, które są super głośne, ale to jedyna „niedogodność” tak cały lot zajmuje 40 min, więc jak dla mnie absolutna rewelacja, szczególnie zimą, gdzie na polskich drogach zima zawsze zaskakuje drogowców.

Oczywiście cała ta eskapada nie byłaby możliwa, gdyby nie pomoc naszych krakowskich przyjaciół, którzy jak zawsze okazali się mega. JUSTYNA, TOMEK, raz jeszcze DZIĘKUJE!!!!!!!!!!!!!!

I tak od tygodnia jesteśmy w swojej emirackiej rutynie, ciesząc się zimą za oknem (serio temperatury nie przekraczają 26 stopni w ciagu dnia, a ma być jeszcze zimniej, do morza nie da się praktycznie wejść bo woda jest lodowata) korzystając z tego co mamy.

Dobrego Dnia!

Leave a Reply