projekt 40-ka…

challenge accepted! Wielkimi krokami zbliżam się do zmiany kodu, za kilka miesięcy w rubryce wiek będzie 4-ka z przodu.

W związku z tym od jakiegoś czasu nachodzą mnie różne myśli i refleksje na mój własny temat. Biorąc pod uwagę statystyczną długość życia zaczynam zbliżać się do jego końca, niby to nic odkrywczego, bo przecież każdy tak ma, ale mnie jakoś wyjątkowo mocno to zaczęło zastanawiać. I tak sobie myślę, że ja przede wszystkim nie cierpię statystyk!!!!!!

Dlatego planuje kilka zmian, bo skoro zostało mi mniej niż więcej to chcę, żeby to było jak najbardziej po mojemu, a jak mi zostało więcej niż mniej to tym bardziej tego chcę!!!!!

Jak kończyłam liceum to wyobrażałam sobie siebie zupełnie inaczej, niektóre z tych wyobrażeń udało mi się osiągnąć, np schudnąć z rozmiaru XXXL do akceptowalnego L, a w lepszych okresach nawet do boskiego M!

Miałam być szefem (mam, oj mam ja w sobie moc rządzenia) działu np. marketingu w jakiejś turbo korporacji, codziennie miał być makijaż, ukrywający lekko podkrążone oczy, buty na obcasie, czarne sukienki i żakiety (koniecznie dopasowane), konto bankowe miało się gotować od przybywających zer! Tymczasem zarządzam małą 5 osobową firmą rodziną PJ plus dwa koty i jeden wyjątkowo nieznośny pies. Zamiast dopasowanych sukienek i żakietów noszę wszystko jak najluźniejsze, żeby się nie ugotować w czasie upałów (zresztą ostatnio jestem bliżej akceptowalnego rozmiaru L, niż boskiego M, więc nie ma co zbyt mocno cisnąć, bo efekt tego może być marny). Buty na obcasie, to jest wyjątkowo zabawne, w domu mam ich jakieś 5 par i chyba tyle raz w swoim 39-cio letnim życiu miałam je na swoich nogach, a tak to raczej Havaianas’y/Baleriny/wszystko co na płaskim są moim absolutnym numerem 1 (może to i dobrze, moje 182 cm naturalnego wzrostu już i tak w wielu budzi jakiś dziwny niepokój, więc po co ich niepokoić jeszcze dodatkowymi 10-cioma?),z kontem, jak to z kontem w małych firmach są momenty, że zer się nie można doliczyć ani w jedną, ani w drugą stronę.

Dlaczego o tym piszę, bo przez bardzo długi czas miałam wrażenie, że muszę się z moich wyborów tłumaczyć. Ciągle słyszałam pytania, no dobrze teraz jesteś w ciąży to kiedy wracasz do pracy? jak po ciąży wróciłam do pracy, to było pytanie, jak ja sobie z tym wszystkim daje radę i jak moje biedne dziecko to znosi? po kolejnych, a kiedy do pracy? a co robisz całymi dniami? a nie nudzisz się w domu? nie brakuje Ci ludzi? siedzenie w domu zabija itd…..

Szczerze gówno prawda! Każdy wybiera, jak chce i jak może, moja sytuacja jest moim własnym wyborem do którego nikt ani mnie nie zmusił, ani nie doprowadził, więc spokojnie mogę wziąć za nią pełną odpowiedzialność. I to co jest dobre czy fajne dla mnie, nie koniecznie musi być dobre i fajne dla Ciebie.

Od kilku dni w moim tajemniczym zeszycie, obok tabelek z rodzinnymi wydatkami piszę swoją BUCKET LIST (zupełnie jak robił to bohater grany przez Morgana Freemana w filmie „Bucket list” – Chodź goni nas czas – na całe szczęście ja jestem zdrowa!).

Lista tego co chciałabym zrobić z każdym dniem się powiększa, okazuje się, że muszę porządnie „ścisnąć pośladki”, żeby z tym wszystkim się wyrobić.

Nie wszystkie punkty są do wglądu publicznego, ale niektóre jak najbardziej tak:

  1. Przestać się przejmować tym co mówią i myślą o mnie inni ( wszędzie jest pełno tekstów motywacyjnych na ten temat, ale ja naprawdę zawsze martwiłam się tym „co ludzie o mnie powiedzą”, teraz nie interesuje mnie to. Dla jednych będę super laska, dla innych wyjątkowa kretynka i dobrze, bo przecież ja też spotykam ludzi względem których mam różne uczucia – chociaż staram się naprawdę się staram nie oceniać)
  2. Nie oceniać ludzi (to naturalna konsekwencja punktu 1-go, bo skoro ja nie chcę być ocenianą to przede wszystkim nie powinnam tego robić! jak mi idzie? szczerze to póki co dość marnie, ale przecież jestem dopiero na początku tej drogi i wierzę, że mam szansę na SUKCES!)
  3. BYĆ CIERPLIWĄ (ja i cierpliwość to nie jest najlepsze połączenie, słabo u mnie z cierpliwością do tego co się dzieje w życiu, jakie ma tempo, ale czuję i wiem, że czas to zmienić, w życiu wszystko dzieje się w swoim czasie i czasami okazuje się, że warto na rzeczy poczekać nieco dłużej i oczywiście jeszcze być cierpliwą taką cierpliwością na poziomie podstawowym tzn. do dzieci, męża itd)
  4. ŚMIAĆ SIĘ!!! Codziennie! (oooo z tym to będzie wyzwanie, ostatnio przez tydzień zrobiłam eksperyment po prostu się uśmiechałam, uśmiechałam się do siebie, kiedy coś mi nie szło i uśmiechałam się do innych i muszę przyznać, że to jest to!!!!!! – chociaż, nie zawsze we wszystkich sytuacjach mi się to udawało. Oczywiście, że uśmiech nie rozwiązuje problemów, nie zabiera ich od nas, ale powoduje, że są one nieco lżejsze!)
  5. STANĄĆ NA GŁOWIE (wróciłam na jogę i mimo, że ćwiczę ją z przerwami od ładnych paru lat, stanie na głowie nigdy nie było dla mnie osiągalne, to chyba strach najbardziej mnie w tym hamował, a zatem no fear!!! i głowa w dół, pomimo, że policzki w tej pozycji zaczynają mi przysłaniać oczy – no cóż prawo grawitacji w połączeniu z brakiem kolagenu?!!!!!!)
  6. PRZEBIEC MARATON (zacznę delikatnie od 5 km, w Warszawie, Abu Dhabi i Londynie, ale za 3 lata chce przebiec maraton w NYC! – acha zaczęłam też biegać)
  7. Zrobić swój projekt – teraz zabrzmię, jak Celebrytka mam swój secret project, który zaraz przestanie być secret, ale to jeszcze chwilka i mam nadzieję, że nie odpuszczę tak jak odpuszczałam do tej pory, codziennie małym krokami do przodu, razem z mocno rozbudowanym planem w ręku.

Więcej pozostawię już w swoim zeszycie, tam niech sobie spokojnie dojrzewają i czekają na swój czas. Projekt 40-ka uważam za rozpoczęty, pierwsze wyniki już 13-go maja 2019 roku!!!!!!

Leave a Reply