Nie pamiętam kiedy wakacje były tak długie!!!!!! Od kiedy mieszkaliśmy w Anglii nasze letnie wakacje zaczynały się pod koniec lipca (zazwyczaj w okolicach 20) i trwały 6 tygodni!!!!
Nie dzieci wcale nie były biedne, bo w ciągu roku szkolnego co sześć tygodni mieli krótką tygodniową przerwę, więc dni wolnych było bardzooooo dużo.
Od 10 dni jesteśmy w Warszawie.
Zawsze twierdziłam, że mój mąż to niespokojny duch i nie umie usiedzieć na miejscu, jednocześnie ciągle coś w życiu zmienia i wymyśla, żeby nie było nudy, ale ostatnio odkryłam u siebie tą samą cechę, czyżby 14 lat razem zrobiło z nas klony? Chyba tak.
Kiedy tylko zaczęliśmy z Bartkiem wspólne życie do naszego domu wkroczył pies. Tsuki – Tosa Inu – mastif japoński – najcudowniejsze serce na łapach!
Kupiliśmy ją w pierwszy weekend po powrocie Bartka do Polski, pokochaliśmy ją od pierwszego wejrzenia, a właściwie to mój mąż był nią oczarowany od pierwszego pomiziania. Tak byliśmy bardzo naiwni, niczego nie wiedzieliśmy o psach, żadne z nas nie miało z nimi wcześniej doświadczenia, ale bardzo, bardzo, bardzo chcieliśmy mieć czworonoga. Oczywiście dowiedzieliśmy się po fakcie, że pies jest na liście psów niebezpiecznych i tak naprawdę bierzemy na siebie ogromną odpowiedzialność wpuszczając ją do naszego domu. Niektórzy doradzali nam, że wciąż możemy ją oddać, że przecież mamy prawo do zmiany zdania itp.
My jednak mimo różnych „głupich” pomysłów zawsze jesteśmy odpowiedzialni i jak powiedzieliśmy A to zazwyczaj mówimy i B i bierzemy „na klatę” to co postanowiliśmy.
Nasz Tsukol był znami tylko przez 3 lata, później wyjechaliśmy do Anglii i nie mogliśmy zabrać jej ze sobą. Została z moimi rodzicami!!!!! Oczywiście, że na początku narzekali, marudzili i skarżyli się na to jaki to obowiązek, jaka ona jest duża i jak trzeba, bez względu na pogodę wychodzić z nią na spacer, mimo to bardzo szybko zaakceptowali te „niewygody”.
Tsuki wpisała się w moich rodziców w bardzo naturalny sposób, zresztą mimo wszystkich ostrzeżeń, to był najdelikatniejszy pies na świecie i nie sposób było się jej oprzeć. Niestety Tsuki odeszła dwa lata temu, moi Rodzice bardzo to przeżyli!!!
Tata z minuty na minutę podjął decyzję o Jej uśpieniu, podziwiam Go za to. Tsuki doskonale wiedziała i już tego chciała, nie miała siły wejść po schodach, nie mogła w nocy spać bo się dusiła, jej życie nie było już przyjemne, trzeba było pozwolić Jej odejść, z pozwolić na coś takiego komuś kogo się kocha jest bardzo trudno!
W domu zrobiło się pusto. Rodzice zapowiedzieli, że więcej psów w domu nie chcą!, nie chcą znowu przechodzić przez tak trudne chwile, ale każda żałoba kiedyś się kończy, a czas leczy rany, po dwóch latach oboje zaczęli coś „przebąkiwać”, że może pies…
Kiedy przyleciałam na wakacje postanowiłam wykorzystać tą „słabość” rodziców i namówiłam ich na psa. Mówiąc szczerze nie musiałam bardzo namawiać, decyzja została podjęta w ciągu kilku minut, warunek był jeden musi to być Berneński Pies Pasterski!!!
Hmmmmi tego samego dnia znaleźliśmy hodowle niedaleko Warszawy, w której właśnie szczeniaki osiągnęły wiek w którym są gotowe na rozpoczęcie życia w nowym domu.
W zeszłą środę pojechaliśmy i wróciliśmy z Kiarą….
Jest cudownym wielkim szczeniakiem, mając trzy miesiące jest już większa od naszego Bailey!!!!
Tak wiem, że będzie olbrzymi i bardzo dobrze taka ma być, tak wiem, że będzie futra i jeszcze lepiej, mama nareszcie będzie mogła „narzekać” na to jak to trudno jest z psem.
Kiara jest szczeniakiem idealnym, póki co mamy w domu tylko przypadki siku, dwójeczka zawsze jest za dworzu!!!!! Kiedy chce wyjść po prostu piszczy, idealnie przesypia noce, nie ma wychodzenia o 3 nad ranem, no cóż nasz Bailey taki łaskawy nie był.
Jest chodzącą miłością, bardzo się cieszę, że moim Rodzicom nieco „skomplikowała się” rzeczywistość, muszę powiedzieć, że mój Tata już od lata się tak nie uśmiechał !!!!!!!
Czasem trzeba poczekać, czasem nie należy niczego forsować, na wszystko w życiu przychodzi czas, teraz jest to czas Kiary…