wakacje…

kto wpadłby na pomysł, że będziemy spędzać wakacje w Anglii, jakby mi ktoś to powiedział rok temu to chyba nie byłabym w stanie zapanować nad śmiechem, a jednak…

Kiedy zastanawialiśmy się jakieś dwa miesiące temu gdzie pojechać, Staś powiedział, że chciałby jechać do domu. Oczywiście jego dom okazał się być gdzie indziej niż nasz. Mogliśmy się tego spodziewać, bo Staś całe swoje dotychczasowe życie przeżył w Anglii. Nie mogliśmy powiedzieć nie, bo przecież my do domu też w tym roku lecimy.

Dziwne to uczucie, po raz pierwszy od zawsze jesteśmy tu na wakacjach, aktualnie w NEWQUAY w Kornwalii, i do tego nie mamy domu. Na lotnisku wynajęliśmy samochód i pojechaliśmy do naszych znajomych, którzy są na tyle kochani i szaleni jednocześnie, że znaleźli miejsce dla nas wszystkich!

Nie widzieliśmy się ponad osiem miesięcy, a było zupełnie tak jakbyśmy nie widzieli się tydzień! To jest siła przyjaźni, nie ważne jak daleko się jest, nie ważne jak długo się nie widzieliśmy, bo nagle czas i przestrzeń przestają istnieć i człowiek po prostu jest. Co ciekawsze dorośli zareagowali na siebie podobnie jak dzieci!!!!!

W sobotę poszliśmy na kocert Taylor Swift, nie mówcie nikomu, ale nie jestem jej fanką, nie mniej nie to było w całej imprezie najważniejsze, bo przecież chodziło o to, żeby być razem!!!!

Od dwóch dni jesteśmy w Kornwalii rozpieszczani przez absolutnie nie angielską pogodę, świeci słońce, jest ciepło i uwaga nie pada deszcz, w takich okolicznościach przyrody muszę powiedzieć, że to jedno z piękniejszych miejsc na ziemi, nie biorę jednak odpowiedzialności za tą rekomendację, gdyż wszyscy mówią, że takie ciepło to w tym miejscu absolutny rarytas i anomalia. Mamy sporo szczęścia, przez osiem lat, kiedy tu mieszkaliśmy nigdy nie mieliśmy czasu, żeby wyrwać się do Kornwalii, zresztą my na nic nie mieliśmy tu czasu, Bartek ciągle pracował i nasze życie kręciło się w okół pracy i szkoły. Teraz jest inaczej. Mamy czas dla siebie, mamy czas, żeby razem się nudzić, albo robić nic, co aktualnie oznacza, że ja korzystam z komputera Jasia i robię wpis, Maja w sypialni obok ogląda serial, jednocześnie będąc online na czacie ze znajomymi, Kaja umila czas chłopakom, którzy probują oglądać mecz Anglia-Belgia, oczywiście, na opak wszystkiemu kibicują Belgii!!!

Jest spokojnie i bez pośpiechu, nie mamy ambitnych planów na zobaczenie 105 najważniejszych atrakcji w 4 dni, o nie, nie, nie, nie ty razem. Tym razem jest czas dla nas na bycie ze sobą, czytanie, oglądanie, gadanie, gotowanie, śmianie się, kłótnie (jesteśmy przecież z całą czwórką, więc nie ma opcji kłótnie muszą być), spacery, plażowanie i niewielkie zwiedzanie.

Dziś byliśmy na Land’s End, polecam absolutnie!!!!!!!! to najdalej na zachód wysunięty punkt Anglii, miejsce w którym nie można się nie zakochać, i mimo, że dziś była tam wyjątkowo piękna pogoda, to wyobrażam sobie, że kiedy jest tu bardziej angielska aura z deszczem i wiatrem, to  musi być tam jeszcze bardziej magicznie i tajemniczo. Podobno w pobliżu Land’s End zatopiona jest „angielska Atlantyda” Lyonesse, może to właśnie dzięki  temu miejsce jest pełne magii i tajemnic.

Nasze angielskie lato wciąż trwa, przed nami jeszcze kilka dni w Kornwalii i tydzień w Londynie, naszym mieście po którym po raz pierwszy będziemy chodzić jak turyści…

Leave a Reply