urodziny….

Dziś 6 maja, dokładnie dwanaście lat temu, moje życie zmieniło się na zawsze, zostałam mamą.

Nie wiem czy w tamtej chwili zdawałam sobie sprawę z tego co to znaczy i jak bardzo zmieni się moje życie. Jaś urodził się dokładnie tydzień przed moimi 27 urodzinami.

Kiedy patrzę teraz na tego dorastającego mężczyznę to nie mogę uwierzyć, jakim małym był robakiem w dniu swoich urodzin, całe 52 cm i  3.020 kg, mniejszy od indyka na świątecznym stole.

Nie chodziliśmy do żadnej szkoły rodzenia, nie uczyliśmy się na super lalkach jak to będzie, wszystko wzięliśmy na żywioł. Po raz pierwszy trzymałam pampersa w ręku, kiedy Jaś już był na świecie, położna pokazała mi co z nim zrobić i chociaż teraz, kiedy przez moje ręce przeszły tysiące pieluch (przywilej matki trójki dzieci) wydaje mi się to śmieszne, to wówczas było to dla mnie odkrycie, porównywalne z odkryciem koła!

Wszystko było nowe, absolutnie wszystko!!!!

Kiedy wróciliśmy z Jasiem do domu zaczęła się codzienność, ale zupełnie nie podobna do tej wcześniejszej i nie powiem wcale, że na początku była ona lepsza, o nie! Na początku była przerażająca, bo dziecko się rodzi i nikt nie daje nam do niego instrukcji obsługi, nie można jej nawet wygooglować, no chyba, że szuka się „dobrych rad” wszechwiedzących matek to i owszem, ale to tylko pomaga wpaść w depresję.

Teraz już wiem, że najważniejszy jest spokój i tamtej Justynie powiedziałabym tylko jedno – SPOKOJNIE!!!!!

Zamknęłabym drzwi przed całym światem i pozwoliłabym aby rzeczy się działy, ale oczywiście mówię to z perspektywy doświadczenia, które daje troje dzieci w domu, dwa koty i pies.

Pierwszego wieczora, Jasia trzeba było wykąpać, och jak to jest inne od tego co robiliśmy z Kają, która zgodnie z tym co mówi się w Anglii po porodzie nie była kąpana przez kolejnych 6 dni, podobno to właśnie chroni dzieci przed chorobami, chyba coś w tym jest bo mimo starszego rodzeństwa w domu, które chodziło do szkoły i przynosiło z niej różne paszkwile, Kaja nigdy nie chorowała.

Świat się zmienia i trzeba za nim nadążyć, niemniej 12 lat temu dzieci się kąpało i dobrze było to robić codziennie. Jaś był taką kruszynką, że ja nie wiedziałam jak mam go w tej ogromnejjjjjjjj dziecięcej wanience kąpać. Nie mieliśmy wówczas tummy tub najlepszego wynalazku na świecie, w którym kąpie się dzieci – odkryliśmy go dopiero przy Stasiu!

Całe szczęście, że był wtedy Bartek i jako bardziej odważny i już z delikatnym doświadczeniem, wziął mycie malucha na siebie!!!! Do dziś jestem mu za to wdzięczna, wszystko robił niczym wprawna i doświadczona położna.

Pierwsze tygodnie i miesiące Jasia to był absolutnie szał, wylądowaliśmy w szpitalu dobrych kilka razy, a bo, że żółtaczka (no cóż bzdura straszna, Kaja też miała żółtaczkę, która po dwóch tygodniach przeszła i pewnie tak samo byłoby w przypadku Jasia), a to wypadająca przepuklina, a to dziwna wielka krosta itd.

SPOKÓJ gdybyśmy go wtedy zachowali na pewno połowa rzeczy by się nie odbyła, to jednak była dla nas lekcja rodzicielstwa i muszę powiedzieć, że Jaś był super dzielny.

Dał nam wszystkim wiele radości i powodu do dumy.

Pamiętam kiedy wyjechaliśmy do Anglii i Jaś miał iść do przedszkola, kiedy Mu o tym powiedzieliśmy bardzo się ucieszył, bo pamiętał swoje polskie przedszkole, nie wiedział tylko, że w tym nowym nikt nie będzie mówił po polsku.

Kolejne dwa tygodnie to był koszmar, ja zostawałam w domu płacząc, a on szedł z lecącymi łzami razem z Bartkiem do przedszkola. Dwa tygodnie zajęło mu nauczenie się podstawowych zwrotów i odnalezienie się w nowym środowisku – ja przez osiem lat nie byłam w stanie przyzwyczaić się do angielskiej codzienności.

Jego angielski jest nie odróżnialny, mówi jak typowy Anglik z Kent, zabawne, że kiedy przyjechał nie mówił ani słowa, a w szkole jest jednym z najlepszych uczniów właśnie z angielskiego!

Wczoraj udało mu się spełnić swoje największe marzenie, przez 30 minut był pilotem największego samolotu na świecie. Przez ten czas zdążył wylądować w Hong Kongu, Nowym Jorku i Dubaju.

Cudnie było patrzeć na jego szczęśliwą buzię!!!

Teraz marzy, żeby za kilka lat siedzieć za sterami prawdziwego AIRBUS .

Marzenia się spełniają, więc Jasiu nie przestawaj marzyć!!!!!!

Kocham Cię!

Leave a Reply