o wszystkim…

za każdym razem, kiedy siadam, żeby coś napisać nic, a nic mi nie idzie, bo albo nagle zaczynają się pilne sprawy w rodzaju siku, jeść, pić, spać, albo po prostu zwyczajnie nie wiem o czym pisać.

Sama nie wiem co jest ciekawe, co ważne, a co zwyczajnie nie warte by o tym wspomnieć i zamiast może po prostu usiąść i pisać, wolę machnąć ręką i sobie odpuszczam, a dziać się dzieje, zatem bez kolejności logicznej, w nieprzemyślany sposób o tym co u nas…

Po pierwsze mamy chorą Kaję, tak regularnie z gorączką, katarem, bólem gardła i nieprzespanymi nocami, no cóż okazuje się, że nawet w ciepłym kraju można mieć typowe jesienno-zimowe infekcje. Wybrałam się z Kają do lekarza, na dole mamy klinikę, więc nie jest to żaden problem, do tego ludzi mało, więc nie trzeba umawiać się z wyprzedzeniem na wizytę, właściwie można wejść powiedzieć, że chce się zobaczyć pediatrę i bum za dwie minuty już jest się w gabinecie lekarskim.

Klinika jest mega nowoczesna, czysta i pachnąca, pielęgniarki noszą na twarzach maseczki, żeby nie dołączyć do tych co są w ramionach jesiennych infekcji, przed wizytą u lekarza, sprawdzana jest temperatura, waga i wzrost dziecka.

Początek bardzo obiecujący i powiem szczerze zupełnie odmienny od tego co w Anglii, w gabinecie czekała na nas bardzo miła pani doktor, miała tylko jedną wadę, jej angielski był na poziomie mojego włoskiego, ale pomyślałam sobie ok widzi, że dzieciak chory, ma słuchawki, ja spróbuje najprościej jak mogę (bo już mi jeden kierowca powiedział, że mój język jest zbyt skomplikowany, prawdę mówiąc zawsze myślałam, że moje umiejętności językowe nie są nadzwyczajne, no ale ) powiedzieć o tym co Kai i na pewno wszystko jakoś pójdzie. W sumie miałam rację, trochę na migi, trochę jednak za pomocą języka powiedziałam co i jak. Pani doktor powiedziała, że wygląda to na wirus, więc zaczniemy bez antybiotyku, na wszelki wypadek wzięła wymaz z nosa, żeby potwierdzić swoją diagnozę.

Receptę wypisała i wszystko mogłyśmy kupić w aptece obok, tak ważna sprawa była to wizyta płatna, dla tych co się zastanawiają tu nie ma nic za darmo! My nie mamy jeszcze ubezpieczenia prywatnego, wciąż czekamy na nasze dokumenty, więc zapłaciliśmy za wizytę sami.

Niestety po dwóch dniach nie było nic lepiej, gorączka rosła, noce dalej były nieprzespane, a wynik badania potwierdzał diagnozę Pani Doktor i gdyby temu wszystkiemu zaufać powinniśmy czekać, aż w końcu przejdzie, ale ja nie lubię czekać, a cierpliwości starcza mi maksymalnie na 10 minut, więc wczoraj, kiedy poranek rozpoczął się z temperaturą 39.5 znowu wybrałyśmy się do tej samej lekarki.

Znowu ta sama bajka, padła propozycja badania krwi, przed podaniem antybiotyku, żeby sprawdzić czy na pewno to bakteria, no cóż pomysł może i idealny, ale Kaja dostawała spazmów przy zwykłym osłuchiwaniu, więc pobieranie krwi miałoby się szansę zakończyć totalną katastrofą.

Nasza Kajcia prawie wcale nie choruje, a kiedy już zaczyna to jest to z prawdziwym przytupem i wiadomo, że zawsze infekcja rozwinie się tak mocno, że zakończy się antbolem choćbyś bardzo próbowali tego uniknąć.

Tym razem jest dokładnie tak samo i na szczęście już widać, że antybiotyk działa, a to dobrze bo w my już od jutra mamy wolne – długi 4 dniowy weekend i byłoby cudownie, gdybyśmy mogli ruszyć się w tym czasie z domu. Plany już są !

Po drugie muszę przyznać, że życie bez prawa jazdy to jest ostra jazda. Oczywiście są taksówki, na które maksymalnie czeka się 5 minut i do tego są one tanie, ale ja jednak odczytuję swoją niezależność poprzez posiadanie prawa jazdy, uwielbiam pojechać w jedno miejsce i w trakcie drogi do niego stwierdzić. że w sumie to bardziej chciałabym pojechać gdzieś indziej i po prostu zwyczajnie zawrócić na światłach, niby z taksówką można tak samo, ale nie wiem, który kierowca by to wytrzymał, poza tym czasami dogadanie się z nimi jest nie lada wyzwaniem, więc wolę takich tematów nie zaczynać.

Po trzecie skąd ten długi weekend. Otóż właśnie mija 46 lat od powstania Zjednoczonych Emiratów Arabskich i w związku z tym jest National Day. Dla wszystkich mieszkańców to bardzo ważne święto i jest obchodzone z dużym rozmachem. Myślę, że ważnością można je przyrównać do naszego 11 listopada i na tym koniec podobieństw!!!!!

Tu wszyscy się po prostu cieszą, w szkołach i w wielu parkach organizowane są różne pikniki. U chłopców w szkole był piknik dla wszystkich pracowników, rodziców i dzieci, gdzie oczywiście stoły uginały się od arabskich potraw, i oczywiście było wiele atrakcji w stylu arabskim, jak głaskanie sokołów, jazda na wielbłądzie, namioty w których można było zobaczyć, jak wyglądało życie na pustyni, absolutnie fantastyczny dzień, w atmosferze całkowitej tolerancji, akceptacji i wielkiej radości. Myślę, że właśnie w ten sposób powinno się obchodzić wszystkie święta narodowe.

Po czwarte udało mi się wczoraj z chłopcami odwiedzić Louvre i muszę przyznać, że sam budynek jest absolutnie imponujący. Oczywiście jeżeli chodzi o same zbiory to zdecydowanie paryski Louvre nie ma sobie równych, ale to co jest piękne w tym miejscu, to że nie ma żadnych podziałów, na religie, kultury itp. po prostu wszystko jest podzielone na kolejne okresy historyczne. Sam wstęp do muzeum kosztuje 60 dirhamów, a dzieci poniżej 13 roku życia wchodzą za darmo. W angielskiej szkole dzieciaki w ramach tzw. plastyki uczą się o różnych wielkich artystach. Kiedy weszliśmy do sali ze sztuką współczesną Jasiek na całe gardło krzyknął : Mamo zoabacz Jackson Pollock!!!!!

Rzeczywiście był tam obraz NR. 26, bo obrazy Pollocka nie mają tytułów tylko numery. Jeżeli kiedykolwiek zastanawiałam się czy angielska szkoła ma sens, od wczoraj już zupełnie się nad tym nie zastanawiam, to był najlepszy dowód.

I tak mijają nam dni!!!!

Wpis się przedłużył i kończę go w czwartek rano, mamy aktywno, leniwy poranek, chłopcy wszyscy trzej zaliczyli poranne bieganie. Kaja ma się lepiej i jest szansa, że nasz jutrzejszy wyjazd się zrealizuje! Teraz oglądamy „W pustyni i w puszczy”, jak widać wątki patriotyczne też nam towarzyszą…

Leave a Reply