rozterki człowieka wolnego…

miałam przestać pisać blog. Stwierdziłam, że stanowczo za dużo tu prywaty, a w sumie niekoniecznie takiego bloga chciałam prowadzić. Zastanawiałam się o czym zrobić ten mój „ostatni” wpis i nic mądrego do głowy mi nie przychodziło, odpuściłam stwierdziłam samo przyjdzie.

I przyszło dziś rano. Takiego pięknego poranka nie widziałam tu jeszcze, wprawdzie niewiele ich miałam, ale z tych wszystkich ten był po prostu idealny. Z naszego okna widać było oddalone o jakieś 15 km Al Reem z niesamowitymi wierzowcami, przed którym rozciągały się zielone mangrowce i nasza zatoka i turkusową wodą. Cudo, próbowałam zrobić zdjęcie, ale niestety moje zdolności w tym temacie są delikatnie mówiąc tandetne i niestety to co było za oknem ni jak nie odpowiada temu co jest teraz w moim telefonie.

Ten widok to był cud poranka! Takiego dość chłodnego, temperatura była na pewno poniżej 20 stopni, bo kiedy wyszłyśmy z Kają przed 8 do przedszkola, ja cieszyłam się, że mam na sobie jeansy, a Kajcia wróciła po sweterek. Teraz jest już 9 i mój idealny widok schował się za mgiełką rosnącej temperatury.

Dlaczego chciałam przestać pisać o tym co u nas i może bardziej zacząć o samym Abu Dhabi, bez specjalnych moich komentarzy, które zawsze są nasycone bardzo subiektywnymi odczuciami, głównie dlatego, że życie jest tu co najmniej nierealne.

Ludzie, wszystko się tu opiera na ludziach, na rozmowach, na ciągłym kontakcie z nimi, nie da się tu po prostu przemknąć po ulicy, nie ma takiej możliwości, obcy, zwykli przechodnie się do siebie uśmiechają, mówią sobie Dzień Dobry!!!!! Tak wiem, tak niby jest w Ameryce, którą kocham całym sercem, ale serio to nie to samo. Doświadczyłam obu i wiem o czym mówię.

Dla mnie to po prostu szok, coś czego się po tym miejscu nie spodziewałam, szczególnie przyjeżdżając tu z Londynu, który choć piękny, to emocjonalność tam jest na poziomie ujemnym. To miasto ludzi samotnych i naprawdę ma się tam takie uczucie osamotnienia, nie chodzi mi o znajomych, bo tych zawsze się ma, ale o to jak człowiek idzie ulicą i jest po prostu samotny pośród tłumu!!!!!!!!

Tu tego nie ma! Nie mówiąc o tym, że znajomych ma się w mgnieniu oka, a co najciekawsze wszyscy ekspaci, czyli Ci co postanowili, przez krótszą bądź dłuższą chwilę tu pomieszkać są dla siebie życzliwi i chętnie sobie pomagają.

Wczoraj to był dzień takiej tutejszej surrealistycznej jak dla mnie rzeczywistości. Opowiem o nim, chociaż miało nie być prywaty, ale chrzanić to.

Kaja miała swój pierwszy dzień w przedszkolu. Ja na niego czekałam bardzo, bo po prostu już moja mała dziewczynka, potrzebuje nowych przyjaciół i nowych wyzwań w swoim życiu, aniżeli tylko spędzanie czasu z mummy!!! Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie była pełna obaw czy na pewno sobie poradzi, czy nie będzie płakała i takie matczyne standardy.

Kiedy ją zostawiałam była troszeczkę smutna, ale łez nie było, Pani z przedszkola zadzwoniła tylko żeby mi powiedzieć, że wszystko w porządku. Ja nie ruszyłam się z domu, chciałam być na wyciągnięcie ręki w razie gdyby było trzeba jednak dziecko ratować, poza tym stwierdziłam, że to już czas najwyższy rozpakować walizki, z tych wakacji na razie nie wyjeżdżamy, więc …

Zamknęłam się na górze w garderobie, gdzie nasze koty nie mają wstępu, kocham je nad życie, ale ich lecąca wszędzie sierść to absolutna zmora, także garderoba to miejsce zakazane. Nasze mieszkanie jest naprawdę duże (to kolejna jak dla mnie nierealna sprawa) i kiedy jest się na górze nie bardzo słychać to co dzieje się na dole, chociaż teraz jest ono dość akustyczne bo mebli tu jak na lekarstwo. Nie mniej ja nic nie słyszałam co się dzieje w pozostałej części domu.

Kiedy zeszłam, słyszałam jak Jerry miauczy i skrobie w drzwi, byłam przekonana, że przecisnął się przez szparę w drzwiach to schowka, otwieram drzwi, ale kota nie ma, a miauczenie cały czas jest! Z pomocą przyszła mi Chicka, która usiadła na przeciwko drzwi wejściowych i swoimi zezowatymi oczami patrzyła w niej z dużym zaciekawieniem. Pomyślałam no jak, przecież sam drzwi nie otworzył, ale dobrze kot patrzy więc ja robie co mi każe i co i siedział drań na wycieraczce. Wbiegł do domu, lekko przestraszony, ale taki można powiedzieć po kociemu pobudzony. Jak on wylazł???????? Pomyślałam sobie, że może ktoś się pomylił i przez przypadek wszedł do nas do mieszkania, otworzył drzwi zobaczył, że to nie to mieszkanie i się wycofał, zrobiła się szpara, a kocur to wykorzystał. Hmmmm wprawdzie mało to realne, no ale jakie można mieć inne wytłumaczenie takiej sytuacji, no może tylko takie, że nasz Jerry to koci Houdni i nauczył się wzrokiem otwierać drzwi.

W każdym razie pomyślałam, że trzeba mocno na tego wariata uważać. Wczoraj też chłopcy mieli trening rugby, więc Kaja została z nową opiekunką Lakshi (czyt. Laksi), swoją drogą to niesamowita osoba, ale może o niej kiedy indziej. Bartek miał nieco dłuższy dzień w pracy, więc ja pojechałam z chłopcami.

Cały czas nie mam dokumentów, więc nie mogę jeździć samochodem, ale kierowca, który wozi chłopców ze szkoły, powiedział, że dla niego to żaden problem i może nas podwieźć, bo i tak trzy dziewczynki, które też odwozi mieszkają w tamtej okolicy i pojechaliśmy.

Na miejscu okazało się, że jedna z nich przez pomyłkę wzięła Jasia torbę z rzeczami od WF, wszystkie szkolne torby wyglądają tak samo, więc o taką pomyłkę naprawdę nie trudno, Jasie wprawdzie miał na sobie swój strój od ćwiczeń, no ale butów nie miał. Kierowca na nas popatrzył i powiedział nic nie szkodzi, pojedzie wymieni torbę i za 15 minut będzie z powrotem. My między czasie poszliśmy poszukać, gdzie są zajęcia.

Przywitała nas Esther, super miła angielka, której dziadkowie są z Polski. Chłopcy, Jasiek mimo braku butów pobiegli do swoich drużyn i od razu zaczęli grać!!!! Nagle podbiega syn Esther i krzyczy : Mamo Staś jest z Polski, jak Dziadziuś!!!!

Podeszły do mnie kolejne mamy, wszystkie zaczęły opowiadać co i jak, od razu dały mi swoje numery telefonu, powiedziały, że niedługo jest mecz w Al Ain i że mogą spokojnie zabrać Jasia, że zawsze się tak organizują itd.

Między czasie zadzwoniła Lakshi mówiąc, ze kota nigdzie nie ma. Nikt nie wchodził, ani nie wychodził, no przecież też raczej mało realne, żeby ktoś się pomylił po raz drugi. Houdini normalnie!!!!!!!!! W tym samym czasie dzwoni kierowca i mówi, że ma buty, ja między czasie dzwonię do Bartka, który miał jeszcze jakieś spotkanie i w końcu ustalamy, że będzie szybciej jak On pojedzie do domu poszuka łobuza, a ja zostanę z chłopakami.

Dziękuje kierowcy za buty i pytam, czy poczeka jeszcze godzinę, bo mój mąż nie da rady po nas przyjechać, uśmiecha się szeroko i mówi: no problem!!!!!!!!

Kot się znalazł, okazało się, że znalazł szparę do wentylacji pod kuchenką i tak wydostawał się na zewnątrz, a do domu zwabiło go jedzenie, każdy facet jest dokładnie taki sam. Zakryliśmy dziurę i magiczne moce Jerrego znikły jak za dotknięciem różdżki.

Kierowca przywiózł nas do domu. Jest z Indii, z których wyjechał, kiedy miał 16 lat!!!! Cały czas się śmieje, pokazywał mi drogę, jak mam wracać i tłumaczył, że jak jest znak z ograniczeniem 100km/h to mogę jechać 120km/h, ale nie 121 km/h bo wtedy zapłacę mandat 600 dirhamów. Nie chciałam Mu mówić, że już to wiem, słuchałam z zainteresowaniem, podziękowałam za wszystkie dobre rady.

Pod domem pytam ile jestem Mu winna? A On na to: NIC!!!!!

Jak to nic? Nic bo powiedział, że mam bardzo miłe dzieci, które zawsze z nim rozmawiają, mówią dzień dobry, dziękuje, przepraszam i zawsze pytają jaki miał dzień.

Mimo wszystko zostawiłam Mu pieniądze dziękując bardzo za pomoc!!!!

Wszystko opiera się na ludziach, na zaufaniu do nich, na chęci pomocy drugiemu człowiekowi, na uśmiechu, na życzliwej codzienności!!!!!! Tak żyje się łatwiej, lepiej i pełniej.

Hmmm rozterki zażegnane, pisać będę, będę opowiadać o tym miejscu i pamiętajcie, że Emiraty to nie tylko arabowie, ale wszyscy ludzie, którzy tu przyjechali żyć!!!!!

Miłego dnia!!!

Leave a Reply