jeszcze cały czas nie do końca umiem się przyzwyczaić, że niedziela, to już poniedziałek, bo przez 38 lat był to dzień wolny. To przesunięcie w weekendzie tak naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia, bo czy tak czy siak nadal mamy dwa dni wolnego, a pięć pracujemy.
My ten weekend mieliśmy bardzo intensywny, chyba cały czas nie umiemy przystopować i jeszcze ciągle jesteśmy na takim londyńskim pędzie, gdzie wszyscy ciągle biegną, po ośmiu latach takiego funkcjonowania, spokojnie moglibyśmy startować w życiowym biegu przez płotki i myślę, że mielibyśmy szanse na medal.
Piątek był całkiem leniwy, jak na nasze możliwości. Oczywiście rano była dyskusja co robimy, pomysłów branych pod uwagę było cztery, głosujących pięcioro i do tego ja z tyłu głowy myśląca tylko o tym, że jakakolwiek dłuższa wycieczka, z naszymi cudownymi dziećmi, ma szansę zakończyć się awanturą. Nie było to bez podstawne przypuszczenie.
W czwartek Bartek wypożyczył samochód. Ma już emirackie prawo jazdy więc mogliśmy zaszaleć, ja póki nie zaczniemy robić moich papierów, też mogę z niego korzystać jako kierowca. Zdecydowanie jestem uzależniona od samochodu, daje mi to poczucie wolności i niezależności, ja po prostu lubię wsiąść do samochodu i sobie jechać gdzie chce i kiedy chce. Nie to, że do tej pory tak nie mogłam, oczywiście, że mogłam, bo przez cały dzień był z nami cudowny człowiek, który był gotowy zawieźć mnie gdzie chciałam i kiedy chciałam, poczekać na mnie i ciągle przy tym się uśmiechał, ale ja zwyczajnie nie jestem tego nauczona, ani nie jestem przyzwyczajona, że ktoś na mnie gdzieś czeka.
Także na kilka dni mamy samochód, którym mogę jeździć hurrrrrraaaaaa!!!!!!! Najważniejsze jednak jest to, że my jesteśmy rodziną nomadów, uwielbiamy jeździć. Każda podróż samochodem jest dla nas przygodą, oczywiście samochód po tych długich podróżach, wygląda zazwyczaj jak supermarket tuż po zamknięciu i jeszcze przez kolejny tydzień, można znaleźć batoniki, cukierki, ciastka, picia itp gadżety podróżne, ale to też jest częścią atrakcji.
Co mogli zrobić Państwo Piechowscy po tygodniu intensywnej pracy, wstawaniu o 5 rano (to tylko Bartek – dla mnie mimo wszystko to pora nie ludzka), no oczywiście, że nie wrócić w czwartek do domu i skorzystać chociażby z basenu i pięknej pogody, otóż zapakowaliśmy naszą tymczasową arkę noego i ruszyliśmy do Dubaju!!!!!
Dubai jest całkiem niedaleko, 120 km autostradą, jest jednak kilka ale, po pierwsze w czwartek wieczorem, nie tylko my mamy tak genialny pomysł, żeby odwiedzić chyba największe miasto rozrywki na bliskim wschodzie, do tego dochodzą ludzie, którzy zwyczajnie mieszkają w Dubaju, ale pracują w Abu Dhabi (okazuje się, że takich jest trochę), a więc ta wielka autostrada jest po prostu zawalona samochodami, gdzie zasady ruchu drogowego bliższe są tym z Indii, aniżeli tym z Europy.
Mimo to muszę powiedzieć, że w Dubaju byliśmy w godzinę, hmmmm chyba jednak podobają nam się te bezzasadowe zasady i oczywiście co można robić wieczorem, trzeba zobaczyć fontanny pod Burj Khalifa. Jest tylko jeden mankament, najlepiej, przynajmniej nam się tak wydaje, zaparkować w Dubai Mall, czyli największej świątyni boga pieniądza, gdzie kłębią się pielgrzymki z całego świata. Taki tłum, to oczywiście, rozkosz stania w korku do wjazdu na parking, a później odbywa się polowanie na miejsce, ale my jesteśmy w czepku urodzeni i miejsce znaleźliśmy tuż pod wejściem więc idealnie.
Muszę przyznać, że dzieciaki były padnięte, ale kiedy zobaczyli najwyższy budynek świata i pokaz tańczących fontan, na chwilę odzyskali wigor, wracając mieliśmy samochód z trójką śpiochów. I to było tylko preludium do tego co miało wydarzyć się w piątek.
W piątek ze wszystkich pomysłów wygrał AL Ain Zoo i serio to było dla takiego pustynnego naturszczyka jak ja mega wydarzenie. Al Ain leży w głąb lądu, niedaleko granicy z Omanem, słynie chyba najbardziej z tego, że urodził się tam Szejk Khalifa, ma do tego przepiękną górę Jebel Hafeet.
Tym razem wybraliśmy zoo, nie ma fizycznie takiej możliwości, żeby wszystko zobaczyć jednego dnia, a w naszym wpadku, żeby dzień należał do udanych musimy myśleć o tym, żeby dzieciaki były zajęte, więc wybór był prosty.
I chociaż rozrywki w stylu zoo to wiadomo ma szansę trącić nudą, tak tym razem wszyscy byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Zoo jest niesamowite, jest ogromne, a wybiegi dla zwierząt są naprawdę duże, także człowiek nie ma wrażenia, że zwierzęta są tam uwięzione, chociaż od razu chcę powiedzieć, że cudownie by było gdyby można je oglądać na wolności, ale skoro się nie da to wspaniale, że mają one stworzone warunki, jak najbardziej odpowiadające tym w naturze.
Co dla mnie najważniejsze to to, że widziałam zalążek pustyni i to jest coś niesamowitego. Nigdy nie przypuszczałam, że może ona robić takie wrażenie. Jest absolutnie magiczna i teraz czuję się jak zahipnotyzowana, chcę więcej!!!!!!!! Z tym uczuciem magii i braku ograniczeń, po całym dniu zwiedzania wróciliśmy do domu.
Jesteśmy już coraz bliżej wyprowadzki do naszego docelowego domu. W sobotę odbyło się generalne sprzątanie, nam udało kupić się lodówkę, pralkę i zmywarkę, dziś jeszcze dokupujemy podstawowe meble i mam nadzieję, że jutro, pojutrze będziemy mogli się wprowadzić. Wprawdzie póki co będzie ono dość puste, ale spokojnie mamy dużo czasu, żeby zapełnić je mebli, poza tym cały czas czekamy na transport naszych rzeczy z Londynu.
Pomału się tu zadamawiamy i czujemy się coraz bardziej jak w domu! Dość szybko muszę przyznać przychodzi to pozytywne uczucie akceptacji, na pewno to, że codziennie świeci tu słońce ułatwia absolutnie wszystko.
Miłej niedzieli!