czasem trzeba…

Macie czasem takie dni, kiedy chcielibyście uciec od wszystkiego i iść na wagary? Czasami, nawet nie tak bardzo rzadko, zdarza mi się taki stan. Zazwyczaj przychodzi bez większego ostrzeżenia i może go wywołać jakiś niewielki wyzwalacz w stylu świecące słońce.

Dziś tak było, wstałam rano i już wiedziałam, że nie interesuje mnie czy na obiad, będzie śniadanie, czyli jajka sadzone, albo jakże wykwintne danie kuchni włoskiej czyli kluchy z pesto, gdyby nadać temu frywolną nazwę w stylu penne z pesto, przygotowanego ze świeżych liści bazylii zrywanych o świcie, obsypane mgiełką z parmezanu… i takie tam bardzo poetyckie opisy zwykłych, najzwyklejszych kluch, w niejednej włoskiej restauracji w Warszawie, można by zapłacić majątek za ten luksus.

Pomyślałam sobie, że nie mogę tego odbierać moim dzieciom, muszą mieć szanse normalnego życia i braku obiadu od czasu do czasu.

Rano miałam jeszcze ambitny plan zakupu kwiatów do naszego ogródka. Pomyślałam, że skoro jest takie piękne słońce to nie ma nic lepszego, jak w południe zamienić się w glebo-gryzarkę i rzucić się radośnie w zapuszczone donice, zmieniając po zimowy obraz za oknem w nieco bardziej przyjemny, kolorowy i wiosenny.

Problem w tym, że ja nie mam serca do prac ziemnych, no wiem, wiem przecież to cudowne mieć piękne kwiaty i ja się z tym absolutnie zgadzam, jest jedno ale musi to człowiekowi sprawiać przyjemność, a mi patrzenie taką sprawia a i owszem, ale sama zabawa w ziemi to już nie bardzo.

Zadzwoniłam do mojej koleżanki, mając nadzieje, że Ona podtrzyma mój ogródkowy entuzjazm, a tu słyszę, że już w zeszłym tygodniu była w sklepie ogrodniczym trzy razy, więc dziś nie bardzo jej się chce.

HMMMMM no to jak Jej się nie chce, a ja nie jestem pewna, to stwierdziłam,nieco za Jej namową, że lepszym pomysłem, jest ruszyć na spacer na Greenwich. Taki zupełnie nierozsądny, bo przecież dzieci w szkole, Kaja w „domowym przedszkolu”, więc spacerowanie po parku jest zupełnie bezużyteczne. Powinnam przecież w tym czasie nadganiać obowiązki domowe, robić zakupy i jednak wymyślić nieco bardziej zbilansowany obiad niż ten wyżej wspomniany, ale jakoś nie mogłam.

Tu słońce jest na wagę złota i zdarza się dość rzadko, dlatego jak tylko pojawia się na niebie, jest absolutnym usprawiedliwieniem na wszystko.

Spotkałam się z koleżanką i obie oddałyśmy się błogiemu nic nie robieniu. Nie pamietam kiedy tak miałam, takie totalne, stu procentowe nic nie robień.Na dodatek nie jakieś tam siłą wyrwane 15 minut pomiędzy praniem, a prasowaniem, a pełne, wielkie tłuste 3!!!!!!!! godziny!!!!!!!!!!

Siedziałyśmy, rozmawiałyśmy, piłyśmy kawę, patrzyłyśmy na przechodzących ludzi i wciągałyśmy promienie słońca!!!!

Było bardzo miło, spokojnie i leniwie, żadna z nas nic nie musiała, obie chciałyśmy mieć taki czas z nic nie robieniem. Obie zazwyczaj nie możemy sobie na taki luksus pozwolić, ale przecież dziś było inaczej, bo dziś świeciło słońce…

Dzieci wróciły, na obiad były wyborne kluski z pesto, co najciekawsze, obiad został zjedzony, dzieci są żywe i szczęśliwe, zupełnie jak ich mama.

Nie ważne co się w życiu robi, czasem trzeba sobie pozwolić na wagary, czasem trzeba zrobić coś tylko i wyłącznie dla siebie w samolubny sposób, czasem trzeba mieć czas dla nas samych.

To był cudowny dzień….jestem gotowa na jutrzejszy dzień pt. „Nocnik i jak z niego korzystać” – muszę to wytłumaczyć mojemu dziecku, które jakoś zupełnie nie czuje tego tematu. Życzcie mi szczęścia!

Spokojnego wieczoru…

Leave a Reply