sukces…

Zastanawiam się kto mógłby napisać mi list rekomendacyjny z ostatnich moich ośmiu lat?

Tak mi to przyszło do głowy, bo właśnie szykując się do wyjazdu, mój mąż dostaje różne listy polecające od swoich wpółpracowników, szefów itp. Od razu na marginesie, ale nieco szerszym, powiem, że wszystkie są bardzo pochlebne. Odniósł spory sukces i rzeczywiście zostało to zauważone. Wszyscy są z niego bardzo dumni, kiedy czytają kolejne zdania o tym jak świetnie mu poszło, ja też!

Oczywiście rodzi się w takiej sytuacji we mnie zazdrość? może raczej zaduma, albo cholera wie co i myślę sobie, ciekawe kto mi napisze listy rekomendacyjne ???

Mówi się, że za każdym sukcesem męża stoi żona, hmmm ….. Nikt przecież nie powie, jestem dumny/a z Ciebie, że tak sprytnie zmieniasz dzieciom pieluszki, że codziennie gotujesz obiad (a nawet obiady, uwzględniając wymogi dietetyczne wszystkich członków rodziny). Nikt nie powie brawo, jak wspaniale oddzielasz pranie kolorowe od białego, jak cudownie trzymasz w rękach odkurzacz. Ooooo i jak wspaniale taszczysz zakupy ze sklepu, wyrabiając sobie niezły biceps, niosąc w jednym ręku dwie zgrzewki wody, a w drugim dla równowagi cztery siaty.

Muszę się Wam przyznać do jednej rzeczy, sama, będąc mniej lub bardziej świadoma swoich decyzji i wyborów, postanowiłam zostać w domu z moimi dziećmi. Nie była to łatwa decyzja, bo wierzcie mi, miałam zawsze nieco większe ambicje niż wyćwiczony biceps, dzięki codziennym zakupom raczej myślałam, że będę robić rzeźbę na siłowni, no ale jak się wybrało dom to ćwiczy się w międzyczasie gdzie się da.

Wiele razy, wiele osób próbowało mi udowodnić, że mój wybór jest bardzo zły, że nie powinnam tak robić. Dobre rady zawsze w cenie, znacie to? Powinnam iść do pracy, żeby odciążyć męża, powinnam iść do pracy, żeby siebie rozwijać, powinnam iść między ludzi, powinnam to, powinnam tamto, a nikt przez cały ten czas nie zapytał mnie czy ja tego wszystkiego chciałam.

Miałam to co chciałam, chciałam być mamą w domu, chciałam narzekać na to, że codziennie gotuje obiady, sprzątam i piorę, chciałam mieć czas dla moich dzieci, chciałam być obok, kiedy będą mnie potrzebowały. Nie chciałam wracać o godzinie 19 (przy dobrych wiatrach do domu) i widzieć dzieciaki tylko przez 15 minut, modląc się, żeby jak najszybciej poszły do łóżek, bo ja muszę jeszcze na wczoraj dokończyć prezentację. Nie chciałam od opiekunki dowiadywać się, że moje dziecko umie jeść nożem i widelcem, czy pić z normalnego kubeczka. Nie chciałam w pracy martwić się o dzieci, a w domu o prace. Chciałam wszystko to co mam! Chociaż czasami, jest to bardzo męczące, bo przecież potrójne szczęście w dużej dawce, może przyprawić nawet świętego o zawrót głowy…

Dlaczego to piszę bo już nie mam ochoty odpowiadać na kolejne pytania o to co dalej zamierzam. Obiecuje Was informować o moich planach, ale dopiero jak zaczną nabierać ciała. Póki co zaczynam zmieniać swoje życie.

Pomału i świadomie zamieniam się w turbo mamę. Wstaję coraz wcześniej rano, uczę się medytacji, próbuje biegać, ale na tym polu ponoszę wielką porażkę, kondycja poniżej zera i to bardzooooooooo, uczę się wielu nowych rzeczy, nie o wszystkich mogę Wam powiedzieć, ale arabskim mogę się pochwalić, narazie jestem na etapie alfabetu, ale zawsze jest jakiś początek…

Wszystkim mamom co zostały w domu, pragnę powiedzieć, nie przejmujcie się tym co mówią inni, niech mówią, to nie ich wybór tylko Wasz, macie do niego prawo i mimo, że po latach trudno będzie dostać list rekomendacyjny na piśmie, to patrząc na sukcesy Waszych dzieci i mężów, będziecie miały najlepsze rekomendacje.

Mamom pracującym absolutnie gratuluję zorganizowania!!! Jesteście mega turbo. Podziwiam bardzo i mam nadzieję, że za jakiś czas dołaczę do Waszej grupy, ale to jeszcze za chwilę.

Dziękuję! Dobranoc

 

 

 

 

Leave a Reply