Czasami myślę jak to jest możliwe, że ja ciągle siedzę w kuchni, (pomijając fakt architektoniczny domu, gdzie kuchnie mamy razem z jadalnią, a jadalnia jest moim biurem, kiedy dzieci w szkole) gotowanie non stop!!!
Gotować nie lubię, nie cierpię wręcz i jak widzę te wszystkie blogi z jedzeniem, gdzie te mega turbo mamy wymyślają takie jedzeniowe dzieła sztuki to, aż mnie coś w środku skręca, jak one do diabła to robią????? I do tego wszystko takie ładne i czyste, a ich kuchnia wygląda jakby nawet nikt w niej herbaty sobie nie robił, na domiar złego często mają w domu więcej niż jedno dziecko. Mistrzynie!!!
Moje dziecko, kiedyś odebrane ze szkoły przez polską mamę, załapało się na domowy polski obiad. Do dziś wspomina żeberka, Kasia chyba nigdy nie wybaczę Ci ich. Ba dostałam nawet przyprawę do żeberek, ale kto bym miał cierpliwość je nacierać, potem pieć 30 minut z jednej strony w 180 stopniach, potem to samo tylko z drugiej strony, potem jeszcze podsmażyć, a wcześniej lekko obgotować, no nieee nie nie …
Zaczyna się od śniadania i tego ciągłego wymyślania co tu zrobić, żeby wszyscy zjedli, żeby było zdrowo, żeby za 10 minut nie byli głodni.
Kombinuje od rana wariacje jajkowe, jajko sadzone, na miękko, na twardo, z tostem bezglutenowym, bez tosta, owsianka z owocami, bez owoców, z miodem, bez miodu, kanapka z szynką, albo z serem, ostatnio odpadł temat kanapek z nutellą, Stasiek sam gdzieś przeczytał o tym ile w niej cukru i oleju palmowego, a że chłopak jest mocno eko to nutellę mamy załatwioną, przynajmniej na czas jakiś.
Potem trzeba przygotować lunch na wynos do szkoły, i co by nie wsuwali wiecznie kanapek, to znowu odbywa się wymyślanie, a to curry a’la ja, a to pierożki chińskie, a może ryż z warzywami, a może kluski z pesto, a może ryba jakaś, chociaż nie ryba śmierdzi nie miłosiernie, więc jemy ją tylko w zaciszu domowym…oczywiście co bym nie wymyśliła i zupełnie nieważne czy to zgodne z dietą pięciu przemian, czy wegańska, czy paleo, czy cholera wie jeszcze jaką, zawsze ale to zawsze połowa tego wraca do domu, z komentarzem, było nie dobre więcej mi tego nie dawaj!!!!!!! Mam to w nosie od jutra kanapki.
Ledwo wyjdą do szkoły, ledwo zdążę odgruzować kuchnię i zamienić jadalnię w biuro, już muszę zacząć myśleć o tym co na obiad. Bo przecież przyjdą i wiadomo, że głodni będę i wiadomo też, że czekanie zbyt długie oznacza kłótnie i wrzaski. Moje dzieci po powrocie ze szkoły zachowują się tak, jakby tego dnia nie było ani śniadania, ani lunchu….
Więc kombinuje co by tu, czy kuchnia, polska, a może staropolska, może coś szybkiego i po włosku, a jest zimno, to może zupa, a jaka zupa? a może pieczeń z ziemniakami, a Stasiek lubi łososia, a Janek najbardziej mizerię, a muszę pamiętać, że potem będzie jeszcze kolacja….
Mam jeszcze takie komunistyczne nawyki, czasem zawartość lodówki trzeba nogą dopchnąć. Ja po prostu nie cierpię zakupów spożywczych, nawet tych przez Internet, zawsze ta sama nuda, a moja kreatywność jest mocno ograniczona, więc wolę pojechać raz w tygodniu, nakupić jak dla pułku wojska i potem tylko wyciągać, nie koniecznie ruszając się z domu.
Problem polega na tym, że zawsze ale to zawsze czegoś zabraknie, wtedy są dwa wyjścia, albo zmienić koncepcję, albo ruszyć do sklepu…
Już pod szkołą słyszę, co jest w domu do jedzenia?
Obiad musi być (nie jakieś tam angielskie tea, ale obiad), jak nie daj bóg zaraz po szkole jedziemy na zajęcia, to w samochodzie jestem obładowana jak polski grzybiarz, jadący jesienią zapolować na prawdziwki o 3 nad ranem.
Mam specjalne termosy w których ciągnę ze sobą, to co w garach było i w samochodzie odbywa się piknik… ŻE CO ? ŻE NIE ZDROWO!!!!!! HAHAHAHHAHA uśmiałam się i co z tego, ale przynajmniej cicho i spokojnie, a że samochód nadaje się tylko do porządnego prania tapicerki to już inna bajka i takie straty zawsze jestem gotowa ponieść.
Dzień się jeszcze nie skończył, no to i jedzenie jeszcze będzie, wieczorem odbywa się ostateczna rozgrywka. Kolacje!!!!
Kto to wymyślił? ile można jeść ? i znowu ta sama historia. I kiedy już sprzątne i kiedy wieczorem znowu otworze swoje biuro, do domu wraca mój mąż: „Cały dzień miałem ochotę na zupę!”………
kurtyna
Kochana nie musisz sie trudzic przy tych zeberkach – zapraszam serdecznie na obiad do siebie 😉
Tylko Ty mi przykrość uczyniłaś wielka i się wyprowadziłas miliard kilometrów ode mnie :(((