O tym, co w garnku kipiało…

 

Geeez ile raz to dziś w myślach zaczynałam ten wpis, i tak i siak i wspak no ni jak.

Bo o czym pisać, o tym, że dziś mija nam z Bartkiem 12 lat! To wszyscy stwierdzą, że sielankowa nuda, bo będę musiała napisać, że mimo dołków były też i górki i mimo, że nie zgadzamy się ze sobą w 99% spraw, to jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, że nawet jak jestem zła jak osa, to On wie co powiedzieć, żeby mnie rozśmieszyć, ma też ten dar w drugą stronę, potrafi doprowadzić mnie do szału jednym słowem, że nigdy nie jest nudno, że udaje nam się spełniać marzenia jakbym tak zaczęła pisać to zaraz by było że za miło, że za nudno, że bez afer, że się chwale!  (Oczywiście, że się chwale!)

Albo o tym, że Janek dziś po raz pierwszy sam wrócił ze szkoły, to powiedzą, bez przesady ma 10 lat! w tym wieku to my już dawno z kluczem na szyi po podwórku zasuwaliśmy i nikt z tego wielkich afer nie robił.

Trudno było wybrać jakiś sensowny wyważony temat. Do tego absolutny brak weny.

Największe moce twórcze przyszły przy zmywaniu. To chyba szum wody z kranu, spowodował potok słów, tylko tyle, że zapisać się tego nie da. Ręce całe w pianie, garów jeszcze pokaźna sterta, bo dziś wykazałam się jako matka karmiąca.

Na obiad rosół, potem krokiety z mięsem, tu pragnę zauważyć na drobnym marginesie, że mój starszy syn, stwierdził, że nie jadalne, bo nawaliłam pasternaka jak oszalała, a że ja mięsa nie jem to nawet nie spróbowałam czy to jeść się da. Jest szansa, że mąż wykaże się większą dyplomacją powie, że pyszne i że chętnie weźmie jutro do pracy. Strasznie dużo On je w tej pracy!

Rosół i krokiety to żaden wyczyn, ale do tego zrobiłam jeszcze placki drożdżowe z jabłkami! Wszystko w pełni i z oddaniem! Ostatnio dorwałam książki Anny Ciesielskiej, chociaż ani ostatnio ani dorwałam nie są właściwymi w tym wypadku słowami. Bo kupiłam je dobre trzy lata temu, poleciła mi je koleżanka, która stosuje kuchnię pięciu przemian.

Mnie oczywiście interesuje każda kuchnia, która ma w sobie ten straszny skutek uboczny, chudnięcie. Jak tylko zobaczyłam ją po 3 miesiącach takiego zdrowego jedzenia, kupiłam wszystkie trzy książki i…ładnie odłożyłam na półkę. Jakoś się całkowicie nie składało, żeby je czytać.  Bosh ile tam sterczenia w kuchni.

Dajcie spokój ktoby na to miał czas i co najważniejsze chęć, w tamtym czasie na pewno nie ja.

W weekend spotkałam się z tą samą koleżanką, która od trzech lat je zgodnie z zasadami kuchni chińskiej i co najciekawsze efekt uboczny utrzymuje się cały czas, a muszę przyznać, że je jak szalona. Szczerze, gdybym ja pochłonęła takie śniadanie, jak ona to następnego dnia, mogłabym omijać wagę szerokim łukiem, no chyba, że chciałabym sobie zafundować dzień we wczorajszym stylu z „aniołem śmierci” w tle.

W każdym razie na wszystko w życiu przychodzi czas i nie zawsze jest on wtedy kiedy nam się wydaje. Najwyraźniej musiały minąć trzy lata, książki musiały nabrać odpowiedniej wartości, musiałam się zmienić, dorosnąć, zrozumieć, że jedzenie to bardzo istotna część naszego życia.

Zaczęłam czytać „Filozofia życia”, nie wiele w niej o wartościach odżywczych poszczególnych produktów, ale o tym jak ważne by być w życiu spójnym, bo tworzyć całość. I jak na tą całość wpływa to co jem, to oczywiście, każdy wie, ale to też jak jemy.

Jedzenie zaczyna się od jego przygotowania, od nas samych.

„Nie znajdziesz Miłości na zewnątrz, znajdziesz ją w sobie, gdy rozpoczniesz swą wewnętrzną przemianę. Zacznij od siebie. Od gotowania, od poznawania energii smaków.”

Trudno się z tym nie zgodzić !!! Pierwszy krok do sukcesu to gotowanie z miłością, z miłością do siebie, do tych dla których jedzenie robimy,oczywiście ze wszystkim łatwo przesadzić również z pozytywem, jak ze wspomnianym pasternakiem, ale hej nikt nie powiedział, że wszystko wydarzy się od razu.

Pomału, na błędy też trzeba sobie w życiu pozowlić.

Spokojnej nocy!!!!!

img_0117
W poszukiwaniu kulinarno, życiowych inspiracji Anna Ciesielsak „Filozofia życia”
img_0130
Janek po raz pierwszy sam wraca ze szkoły
img_0122
Takie koty dwa

 

2 myśli na temat “O tym, co w garnku kipiało…

  1. Właśnie przypomniałas mi o kluczach na szyi i przez nie wiecznie podziurawione koszulki !;) ja cały czas patrze na Janka z sentymentem wielkim. ..ooo malutki Jaś ;)łezka sie kręci w oku ;p
    Btw.masz rację wszystko zaczyna się od nas samych !
    Ściskam mocno i czekam na kolejne wpisy!! Xoxo

Leave a Reply